czwartek, 29 listopada 2012

n

Pracownia dozymetrii promieniowania jonizującego. Zmrok. Młody Naukowiec podchodzi do okna. Niewiele widać - sterylna jasność jarzeniówek jest oślepiająca.
Mimo wszystko widać.
Księżyc. W pełni. przyozdobiony welonem chmur. Zza kościstych palców drzew.
Zadrżał.
Poczuł palący chłód. To ten rodzaj gorączkowego zimna kiedy skóra pali Cię, a jednocześnie odczuwasz zimno.
Od okna solidnie ciągnęło, a już jakiś czas temu wkręcił sobie korbę, że piecze go ciało poprzecinane pierdyliardami sympatycznych, w ogóle nie stermalizowanych neutronów. A każdy jeden wygenerował jeszcze w tym ciele dwa pierdyliardy gammmm.

Księżyc patrzył się zza drewnianych palców, cwany, że daleko.

Oczywiście obawy były mocno przesadzone - wszystko było starannie wysadzone absorbentami i w ogóle bezpieczne.

Wypadki się zdarzają.

PPPRPRPRPRPRPR!

Wydarł się nagle znienacka francowaty licznik polskiej produkcji z rozładowanymi bateriami.

AAA!!

Aanie. Dobrze - miał pierdzieć jak skończy. Młody Naukowiec spisał pyszny bezpieczny wynik, przestawił kloca metr dalej i zapuścił zliczanie.
Cała pracowania naszpikowana była komputerami, licznikami scentylacyjnymi, ukłądami koincydencyjnymi, ołowianymi misami, cegłami, słojami, i wszystkim co można wymyślić i kojarzy się z Czarnobylem.

'Efekt byłby lepszy gdybym siedział teraz na zajęciach laboratoryjnych z biochemii... aalbo anatomii.'

Jednak cały czas nie mógł pozbyć się wrażenia, że za tymi chłodnymi oknami czai się.
Coś. Na niego. Dla niego.
I nie przeszkadzało mu to ani trochę.



















































czwartek, 1 listopada 2012

The Dead Are Living

Miało być politycznie i religijnie, ale dzisiaj porozmawiamy o czymś innym.

Dziady, Wszystkich świętych.
Wiadomo - ludzie umierają. I wspominamy ich, zwłaszcza w tym czasie.

Ale wydaje mi się że czasami zapominamy jak to jest naprawdę. Popadamy w rutynę. Zapominamy, że ze śmiercią trzeba się bratać i godzić cały czas.
Dlatego między innymi jestem zwolennikiem święta Halloween, czy też po naszemu - DZIADÓW.
Zaduma i refleksja - oczywiście - zawsze. Ale oswójmy też trochę tą śmierć. Pożartujmy z niej. Uściśnijmy jej rękę.

Oraz, jako że na początkach Bloga było dużo o Deathcorze również...

W nocy Dziadów, nad ranem Wszystkich świętych odszedł Mitchell Adam Lucker, wokalista Suicide Silence. Akcja wielce krzywa. Umarł od obrażeń w wyniku wypadku na motorze w Noc oswajania Śmierci.

Dlaczego to takie ważne, że piszę tutaj ? Nie nie dlatego że trzeba zpozerzyć iterazrobiesiewielkimfanem Su.Si.

Jest to niepowetowana strata dla muzyki - odszedł jeden z - na pewno - protoplastów czegoś wiecej niż tylko łojenia blastów i beatdownów.
Jest to strata dla mnie osobiście - to - na prawdę - jest jeden z moich najulubieńszych zespołów.
To moje miejsce w sieci. Mogę tu pisać ile tylko pragnę łzawych rzeczy.

Dzięki stary.
Za muzykę którą tworzyłeś, która była, jest i będzie dla mnie cenna.
Za to że przypomniałeś mi, że wciąż śmierć może mnie poruszać - nawet teoretycznie abstrakcyjna, w co ostatnio wątpiłem.
Za to że przypomniałeś nam o prawdziwej istocie tego święta.

W Dzień Oswajania Śmierci.

http://instagram.com/p/ReAKCRKG5B/