czwartek, 6 września 2012

Deathcore na Walkmanie

O tym, że wobec mrocznego widma nauki człowiek odkrywa w sobie niewypowiedziane pokłady twórczości, wiadomo nie od dziś.
We mnie wydobyło na tyle dużo, że podjąłem się wreszcie realizacji jednego z 2 pomysłów na te wakacje.
Kiedy piszę te słowa, na szpulach ponad trzydziestoletniego radiomagnetofonu Sanyo, na jakieś stare zapomniane nagrania G. Turnaua, nasączają się dźwięki - moim zdaniem - najlepszego albumu roku 2011.
Po co ?

Deathwish

Ciekawi mnie czy muzyka świeża, wyborna, będzie inaczej brzmieć na taśmie magnetofonowej.
Jak zabrzmi połączenie mojego aktualnego paliwa muzycznego i czystej nostalgii.
Zabrzmi ?
Prostując - nie chodzi mi o opiewane na kwejku i innych "wciąganie taśmy". Tego akurat chciałbym uniknąć. Jest cała masa innych szczególików i smaczków. Np - po cóż mi była taśma klejąca? Jak rozłożyć płytę (tylko pół godziny, ale jednak) na 2 strony. Delikatne fałsze. Szum magnetofonu. Jak włożyć kasetę żęby poszła strona "A" Którą stroną żeby w ogóle wsadzić ?

I ile jeszcze sposobów istnieje by dopalić magię ?
Co najmniej 2.
O drugim wkrótce napiszę  - tak sądzę.
Ale ile potem ?

Curse My Name

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz