Od czegoś trzeba zacząć - no to hopsa.
Sunset above cementary.
Z powodu : Inspiracji otoczenia, no i też pomysł już dawno latał po głowie.
Sesja już u drzwi, toteż człowiek ma parcie na twórcze zajęcia.
Po co: Się okaże. Na początku może być mdło i cholernie niejasno. Zagadkowo wręcz i magicznie. Zakrawać będzie o banał i grafomaństwo. Potem formułą się odnajdzie i może będzie jadalnie. Kto wie - może ciekawie.
Sam tytuł jest do uzgodnienia. Wyjdzie z formułą. Aktualny to impresja pewnego... ok... dzisiejszego, wczesnojesiennego słonecznego, wciąż ciepłego popołudnia.
Zauważyliście że takie słońce inaczej świeci ?
Zauważyliście że słońce już zaczęło świecić w trybie "nieletnim" ?
Takie jakby spokojniejsze - już nie to rozszalałe białe diabelstwo.
Ma specyficzny kolor. Trochę miodowy. Że wieczorami czerwony - oczywiste. I nie chodzi mi naturalnie o temperaturę. I nich mi nikt nie robi wykładów z podstaw geografii ani fizyki fal ;) Myślę jednak, że łapiesz o co chodzi.
Ten kolor to kolor świata podczas powrotu ze szkoły. Gimnazjum. Liceum - na rowerze.
To dobry kolor.
Kolor - hah - złotej jesieni. Złotej. Książka. Muzyka. Spacer. Parę spojrzeń na chmury i błękit.
Acz to jeszcze nie pora na "Ostatnie dni lata".
Określenie to opatentowałem około 3 lata temu. Też na pewno wiecie o co chodzi. To ten dzień, albo kilka, po których wiesz że będzie już tylko chłód. To się czuje. Słońce świeci mówiąc Ci że to jeszcze tylko moment.
Jeszcze nie pora.
Narazie to tylko się zaczyna.
Sun beneath cementary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz